Moje serce i rozum toczyły bitwę. W głębi duszy chciałam zatopić się w jego ramionach i już nigdy nie przerwać tego uścisku, ale rozsądek podpowiadał, aby przestać, nie dać się zwieść jego słodyczy. I tym razem ten drugi wygrał. Nie dałam się.
- Coś się stało? - odezwał się w końcu zachrypniętym głosem.
- Nic, po prostu... - przerwałam przypominając sobie wcześniejszą rozmowę z Mack - Nie ma znaczenia - dodałam.
- No mów Clary - powiedział zirytowanym głosem, a ja wciąż milczałam - Cholera! Co próbuję się do ciebie zbliżyć ty mnie odtrącasz, a ja nawet nie wiem dlaczego. Przecież oboje wiemy jak na ciebie działam - zarumieniłam się lekko na jego słowa.
- Nie chcę zostać wykorzystana jak reszta dziewczyn. Nie jestem łatwa! - niemal krzyknęłam.
- O czym ty pieprzysz?! - mała żyłka na szyi pulsowała mu ze złości, ale jego oczy pozostały spokojne.
- Dobrze wiesz! - jego złość zaczęła mi się udzielać - Nie rób ze mnie idiotki!
- Nie mów mi, że Mack ci coś znowu nagadała, bo zabije tą sukę! - nie zdążyłam odpowiedzieć.
Drzwi do pokoju otworzyły się z impetem. Blondynka weszła do środka z kupką ubrań, ręcznikiem i butelką wody. Do jej twarzy przyklejony był jeden z najbardziej fałszywych uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam, a oczy wyrażały wściekłość.
Jace natychmiastowo podniósł się z taboretu, a ten runął z hukiem na kafelki. Agresywnie wyrwał jej rzeczy, które trzymała, a ręką pokazał na drzwi.
- Wynoś się! - warknął na nią, a ja rozchyliłam ze zdziwienia usta.
Mack również wyglądała na zaskoczoną, bo zerknęła tylko na mnie. Nasze spojrzenia zablokowały się na kilka sekund i mogę przysiąc na własne życie, że była mocno zawiedziona moją postawą.
Bezgłośnie wymamrotałam "przepraszam", ale ona tylko odwróciła się na pięcie, machnęła włosami i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Chłopak podniósł przewrócone krzesełko i postawił je z powrotem w pionie. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem
- Przyniosę ci coś do jedzenia, musisz być głodna - powiedział w końcu.
- Przyjdź tu jeszcze... proszę - wychrypiałam.
- Przyjdę. Obiecuję - zapewnił - Muszę po prostu załatwić jedną sprawę. Wykorzystaj ten czas i odpocznij, bo możliwe, że cię zmęczę - uśmiechną się do mnie łobuzersko i cmoknął w czoło.
Idąc za jego radą ułożyłam się wygodnie na łóżku, przytuliłam głowę w poduszkę. Blondyn skierował się w stronę drzwi, ale przed wyjściem uśmiechnął się jeszcze w moją stronę i wymamrotał ciche: "śpij dobrze księżniczko". Zamknęłam oczy i zasnęłam z uśmiechem, nie pamiętając już nawet o wcześniejszej ostrej wymianie zdań i o tym, że powinnam trzymać się od niego z daleka.
***
Obudziłam się jak nowo narodzona. Wreszcie czułam, że runy zrobiły swoje, bo nie czułam bólu tylko odrętwienie. Na stoliku obok mojego szpitalnego łóżka leżała taca z jedzeniem i małą karteczką. Postanowiłam zabrać się za to później. Chwyciłam złożone w kostkę ubrania, które przyniosła mi Mack i ostrożnie spróbowałam wstać. Widząc, że moje ciało jest zdolne do ruchu poszłam do łazienki się umyć i przebrać, wcześniej zakładając sportowy top na biust na wypadek niespodziewanego gościa.
Gorący prysznic ukoił trochę moje obolałe i zdrętwiałe od ciągłego leżenia mięśnie. Wszystkie zmartwienia także spłynęły wraz z wodą.
Leginsy i dość obcisły podkoszulek z pewnością ie dodawały mi odwagi. To było jak druga skóra, zdecydowanie nie w moim stylu.
Gorący prysznic ukoił trochę moje obolałe i zdrętwiałe od ciągłego leżenia mięśnie. Wszystkie zmartwienia także spłynęły wraz z wodą.
Leginsy i dość obcisły podkoszulek z pewnością ie dodawały mi odwagi. To było jak druga skóra, zdecydowanie nie w moim stylu.
W głębi duszy czułam mocny zawód, że Jace się nie zjawił. W samotności zjadłam posiłek. I zabrałam się za czytanie małe karteczki, którą pozostawił mi chłopak.
Hodge złożył ci wizytę kiedy spałaś,
Dzisiaj możesz wrócić do pokoju.
Jak tylko skończę trening przyjdę do ciebie,
- Jace
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jednak nie zapomniał.
Wywnioskowałam, że jego trening skończy się jakoś niedługi, więc uporządkowałam miejsce, w którym spędziłam ostatnie dni. Poskładałam ubrania oraz pościeliłam łóżko. Zdążyłam chwycić jeszcze tylko butelkę i pociągnąć z niej dużego łyka, bo ktoś zapukał do drzwi i wszedł. Nie musiałam nawet zerkać w tamtą stronę, aby wiedzieć kto to.
- Wyspana? - usłyszałam głęboki głos Jace'a, poczułam w kręgosłupie przyjemne dreszcze.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Wyspana i co najważniejsze już nie śmierdząca - potwierdziłam z udawaną dumą.
- Świetnie, zaprowadzę cię teraz do pokoju - wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam się jej i podniosłam się z łóżka.
Blondyn pociągnął mnie za sobą na korytarz. Tam gdzie jego ręka dotykała mojej czułam przyjemne ciepło.
- Możesz mnie już puścić - zaśmiał się patrząc na nasze splecione palce.
Natychmiastowo się zarumieniłam i wyswobodziłam moją dłoń z uścisku. Jace jednak chwycił mnie za nadgarstek, pochylił się do mnie i wyszeptał wprost do mojego ucha:
- Żartowałem - i złożył pocałunek na moim uchu.
Nie ma znaczenia jak bardzo bym chciała go odczytać... Nigdy mi się nie uda. On jest taki dezorientujący.
Szliśmy przez cały Instytut w przyjemnej ciszy, wciąż trzymając się za ręce. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy. W końcu doszliśmy do mojego pokoju. Chwyciłam klamkę, aby otworzyć drzwi, ale one ani drgnęły. Nie zamykałam przecież pokoju kiedy z niego wychodziłam, a zapasowych kluczy nie posiadałam. Bezsilna popatrzyłam na Jace'a, a on posłał mi uspakajający uśmiech.
- Jutro coś wymyślimy - uspokoił mnie.
- Jutro? - zapytałam zaskoczona.
- Jest po dwudziestej drugiej. Nie będziemy teraz szukać twojego klucza - wyjaśnił, a ja potaknęłam.
- Racja - przyznałam - W takim razie czeka mnie jeszcze jedna noc w skrzydle szpitalnym - zaśmiałam się.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.
- Słucham? Ale nie mam innego wyboru...
- Idziemy do mnie - rzekł i uśmiechnął się łobuzersko.
Zrobiło mi się gorąco, a ogromny rumieniec oblał moją twarz i szyję. Jace widząc to zaśmiał się.
- Spokojnie. Nie przelecę cię - schowałam twarz w dłonie - no chyba, że będziesz chciała - odsłonił moją twarz i podniósł kciukiem, abym na niego spojrzała.
- Jesteś ordynarny - pacnęłam go w ramię, a on przybliżył swoją twarz do mojej.
- Kochasz to - wymruczał mi w usta i wpił się w nie.
Hodge złożył ci wizytę kiedy spałaś,
Dzisiaj możesz wrócić do pokoju.
Jak tylko skończę trening przyjdę do ciebie,
- Jace
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jednak nie zapomniał.
Wywnioskowałam, że jego trening skończy się jakoś niedługi, więc uporządkowałam miejsce, w którym spędziłam ostatnie dni. Poskładałam ubrania oraz pościeliłam łóżko. Zdążyłam chwycić jeszcze tylko butelkę i pociągnąć z niej dużego łyka, bo ktoś zapukał do drzwi i wszedł. Nie musiałam nawet zerkać w tamtą stronę, aby wiedzieć kto to.
- Wyspana? - usłyszałam głęboki głos Jace'a, poczułam w kręgosłupie przyjemne dreszcze.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Wyspana i co najważniejsze już nie śmierdząca - potwierdziłam z udawaną dumą.
- Świetnie, zaprowadzę cię teraz do pokoju - wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam się jej i podniosłam się z łóżka.
Blondyn pociągnął mnie za sobą na korytarz. Tam gdzie jego ręka dotykała mojej czułam przyjemne ciepło.
- Możesz mnie już puścić - zaśmiał się patrząc na nasze splecione palce.
Natychmiastowo się zarumieniłam i wyswobodziłam moją dłoń z uścisku. Jace jednak chwycił mnie za nadgarstek, pochylił się do mnie i wyszeptał wprost do mojego ucha:
- Żartowałem - i złożył pocałunek na moim uchu.
Nie ma znaczenia jak bardzo bym chciała go odczytać... Nigdy mi się nie uda. On jest taki dezorientujący.
Szliśmy przez cały Instytut w przyjemnej ciszy, wciąż trzymając się za ręce. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy. W końcu doszliśmy do mojego pokoju. Chwyciłam klamkę, aby otworzyć drzwi, ale one ani drgnęły. Nie zamykałam przecież pokoju kiedy z niego wychodziłam, a zapasowych kluczy nie posiadałam. Bezsilna popatrzyłam na Jace'a, a on posłał mi uspakajający uśmiech.
- Jutro coś wymyślimy - uspokoił mnie.
- Jutro? - zapytałam zaskoczona.
- Jest po dwudziestej drugiej. Nie będziemy teraz szukać twojego klucza - wyjaśnił, a ja potaknęłam.
- Racja - przyznałam - W takim razie czeka mnie jeszcze jedna noc w skrzydle szpitalnym - zaśmiałam się.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.
- Słucham? Ale nie mam innego wyboru...
- Idziemy do mnie - rzekł i uśmiechnął się łobuzersko.
Zrobiło mi się gorąco, a ogromny rumieniec oblał moją twarz i szyję. Jace widząc to zaśmiał się.
- Spokojnie. Nie przelecę cię - schowałam twarz w dłonie - no chyba, że będziesz chciała - odsłonił moją twarz i podniósł kciukiem, abym na niego spojrzała.
- Jesteś ordynarny - pacnęłam go w ramię, a on przybliżył swoją twarz do mojej.
- Kochasz to - wymruczał mi w usta i wpił się w nie.
***
Trochę czasu minęło.
Trochę się działo.
Bardzo często miałam momenty chęci powrotu tutaj. Bez bloga czuję się jak bez ręki. Było mi źle. Zakończyłam go pisać w punkcie kulminacyjnym pomiędzy Jacem, a Clary. Ciężko mi było pisać romantyczne sceny kiedy mój humor był potworny i na pewno nie nadawał się na pisanie takich scen. Dziękuję za ciągle rosnące statystyki. To bardzo wiele dla mnie znaczy.
Nathalie xo
PS Zbliżają się święta, więc z pomocą dla tych, którzy nie mają jeszcze pomysłu na prezent proponuję skorzystać z poczty kartkowej. Możemy wysłać życzenia bez wychodzenia z domu, czyli opcja dla leniuchów. :D