- Chcielibyśmy ci coś powiedzieć. - skwitował mężczyzna. - W głównej mierze Jocelyn - i tutaj popatrzył na nią znacząco dając znak, że powinna kontynuować swoją wypowiedź.
- Na wstępie wybacz, że cię wystraszyliśmy... - powiedziała. - Już dawno przestałaś ze mną rozmawiać. I wtedy wpadliśmy na ten pomysł. Możesz mnie znienawidzić. Zrozumiem, ale błagam daj mi coś wyjaśnić - po jej policzku spłynęła jedna, samotna łza. Szybko ją przetarła rękawem i kontynuowała. - Nie byłam idealną matką - zgadza się, pomyślałam - Nigdy nie chciałam dla ciebie takiego życia. Bałam się o ciebie. Chciałam, żebyśmy żyły normalnie. Odcięłam się nawet od własnego... męża - tu wskazała palcem na dobrze zbudowanego mężczyznę. - Zapomniałam nawet o swoim synu.
- S.Y.N.U?! - zdziwiła się rudowłosa.
- Tak, synu. Masz brata, Clary - Jonathana. On wybrał inne życie, niż dla niego chciałam. Został tu z nim twój ojciec - nastolatka wydała z siebie odgłos taki, jakby się krztusiła, ale nic nie powiedziała.
- Jesteś Nocnym Łowcą, kochanie... - odezwał się w końcu mężczyzna
Był to ten sam głos, który słyszała w głowie.
Identyczny.
- Stworzona po to, by walczyć ze złem. Pokonywać demony... I co najważniejsze: chronić Przyziemnych, potocznie zwanych ludźmi. Dlatego nie chciałam dla ciebie takiego życia. Natomiast jesteś już prawie dorosła. Sama możesz zadecydować, jaką ścieżką chcesz iść. Zostaniesz wysłana do Nowojorskiego Instytutu. Tam cię wszystkiego nauczą, a potem, po szkoleniu określisz: czy życie zwykłej nastolatki, czy może życie Nocnego Łowcy.
Zamurowało mnie.
Stałam zdziwiona nie wiedząc dokładnie, co mam powiedzieć i jak na to zareagować.
***
Stanęłam z walizką przed drzwiami wielkiego budynku. W pierwszej chwili wyglądał jak zwykły szary gmach, jednak kiedy się przyjrzałam ujrzałam jego prawdziwe piękno. Kilka dni temu wiodłam zwykłe życie.
Szkoła, kłótnie z matką, przyjaciele...
Bzdura.
Jestem "pogromcą zła".
Super hero.
Nie śmieszne.
Od progu przywitała mnie kobieta w średnim wieku.
- Dzień dobry, Clary. Witam w Instytucie. Wejdź proszę - gestem ręki wpuściła mnie do środka.
Znalazłyśmy się w wielkim holu.
- Jestem Maryse - podała mi rękę, którą szybko uścisnęłam. - Instytut to siedziba wszystkich Nocnych Łowców z okolicy. Trenujemy i uczymy tutaj również młodzież, taką jak ty - wymieniała. - Mimo swojego wieku, już są stuprocentowo wyszkoleni - dodała, a to w żadnym stopniu mnie nie pocieszyło.
- Czyli zaczynam zupełnie od początku? - zapytałam.
- Tak. Valentine... To znaczy twój tata zadbał o osobistego trenera dla ciebie.
- Oh...
- Zwiększymy ilość treningów. Spokojnie, masz to we krwi. Popracujemy nad kondycją, nauczymy cię walczyć... Ale wszystko w swoim czasie - uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. - Zaraz któryś z uczniów oprowadzi cię po Instytucie, a teraz pokażę ci twój pokój.
Kobieta skierowała się w stronę dużej, starej windy, wcisnęła guzik i maszyna ruszyła ze zgrzytem.
- Oto i on - powiedziała kobieta otwierając mi drzwi, bym mogła go zobaczyć.
Pokoik był niewielki. Bladozielone ściany oraz białe meble i dodatki: średniej wielkości łóżko, obok którego stała malutka szafka nocna z lampką, po przeciwnej stronie toaletka i dość spora szafa, firanki w oknie i jaskrawo zielony puchaty dywan.
- Um... przytulnie tu - powiedziałam zgodnie z prawdą. Weszłam do środka ciągnąc za sobą walizkę.
- Mam nadzieję, że ci się podoba. Zaczynasz jutro. Masz godzinę na rozpakowanie się. Natomiast o 15:00 jest obiad. Ktoś po ciebie przyjdzie - uśmiechnęła się do mnie ciepło i wyszła z pokoju.
Spojrzałam na ścienny zegar. Miałam jeszcze dwie pełne godziny.
***
W momencie, kiedy ostatnie rzeczy wylądowały w szafie usiadłam zmęczona na łóżku. Sięgnęłam ręką do swojej torebki i wyciągnęłam z niej szkicownik. Malowałam mój dotychczasowy dom. Kto by pomyślał, że w jeden dzień tyle jest się w stanie zmienić.- Proszę - krzyknęłam. Zza drzwi wyłonił się chłopak, najwyraźniej w moim wieku. Był wysoki o śniadej karnacji. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Cześć, jestem David. Maryse poleciła mi, żebym cię oprowadził, więc jeśli nie masz teraz nic do roboty, to może zróbmy to teraz, żebyś się przypadkiem nie zgubiła - zaśmiał się łagodnie, a ja w odpowiedzi uniosłam kąciki moich ust - Miło mi cię poznać - dopowiedział.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekłam grzecznie - Jestem Clary.
- Wiem. To co? Idziemy?
- Jasne - wstałam z pozycji siedzącej, chwyciłam klucz do pokoju i wyszliśmy.
David dokładnie pokazał mi cały Instytut. Budynek był ogromny. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że się tu zgubię.
- Cóż jeśli mam być szczerza, to nawet nie wiem, jak mam się dostać z tego miejsca do pokoju... - zaśmiałam się nieśmiało.
- Mamy jeszcze dwadzieścia minut do obiadu. Jak chcesz mogę dotrzymać ci towarzystwa, abyś na sto procent dotarła na miejsce - posłał mi serdeczny uśmiech.
- Będę ci wdzięczna - odpowiedziałam.
Zabrał mnie do biblioteki i tam usiedliśmy na fotelach. Czas spędziłam bardzo miło. Chłopak opowiadał mi, o tym, że mieszka oprócz nas tu dziesięciu innych uczniów, kilkoro dzieci zaczynających dopiero szkolenia, niektórzy nauczyciele, Maryse i jej mąż.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie ile nowych osób poznam na tym obiedzie.
Byłam lekko poddenerwowana i spięta.
***
Oj minęło spooooro czasu...
Ciągle jednak wchodzicie na bloga. :>
Statystyki rosną, a ja olałam wszystko z kilku powodów - główny to moja kochana szkoła. Przepraszam wszystkich, rozdział gotowy był już 4 miesiące temu. :'))) Naniosłam kilka poprawek, prawda jest taka, że nie jestem z niego zadowolona, ale mniejsza z tym. Dajcie jakiś znak jeśli dalej tutaj zaglądacie. Tymczasem jutro (jeśli hotelowy internet na to pozwoli:'))) Dodam nowy rozdział.
Pozdrawiam z Grecji. Cieszmy się ostatnimi dniami wakacji://
~ Nathalie
Juz lubie tego davida. Super *,*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! -Jula^^
OdpowiedzUsuń