Obudziły mnie głośne odgłosy dochodzące z korytarza. Od razu zerknęłam w stronę okna. Było jeszcze ciemno... Wnioskując po tym był środek nocy, a wiszący na ścianie zegar tylko potwierdził moje przypuszczenia - 3:47.
Spałam od momentu, w którym zmęczona "miłosnymi rozterkami" niemal w sekundę zasnęłam.
Przeraźliwy krzyk przywrócił mnie do porządku. Jak oparzona (w dużo odkrywającej piżamie i na bosaka) wybiegłam na korytarz Instytutu. Nikogo tam nie było. Z przezorności wróciłam się do pokoju po mały sztylet, który Jace kazał mi mieć blisko siebie i zaskoczona swoją własną odwagą pobiegłam w stronę dźwięków.
To, co zastałam na dziedzińcu przerosło moje najśmielsze oczekiwania. To wyglądało jak istna rzeź. Żółto-czerwona maź pokrywała częściowo posadzkę.
- Na anioła Clary! - usłyszałam i spojrzałam na Isabelle, która właśnie zabiła małego demona hydrę - Zostaliśmy zaatakowani... - zaskoczona sytuacją nie wiedziałam, co się dzieje do momentu, kiedy mackowaty stwór nie ruszył w moją stronę.
Mając przy sobie tylko i wyłącznie jeden, mały sztylet rzuciłam nim w niego, ale pomimo tego, że demon zawarczał z bólu nie przestał pełzać się w moją stronę. Poślizgnęłam się na jednej z kałuży i jak długa runęłam na kamienną posadzkę. Zasłoniłam twarz rękami. Chyba nie do końca docierała do mnie powaga sytuacji, bo ocknęłam się dopiero słysząc chrzęst kości.
Jace.
- Do reszty was powaliło?! Chcieliście, żeby walczyła tylko sztyletem? Do cholery ona dopiero nauczyła się, do czego to wszystko służy.
- Potrzebujemy każdej pomocy Jace! - krzyknął z oddali Alec, a ja podniosłam się z posadzki.
Blondyn fukną i po chwili sunął mi po po ziemi jeden ze swoich mieczy, które miał na pasie z bronią, a ja chwyciłam go niepewnie.
- Pamiętaj tak, jak cię uczyłem - powiedział cicho i od razu odskoczył.
Demonów było za dużo, jak na naszą siódemkę. Każdy podświadomie chyba zdawał sobie sprawę, ale nikt nie dopuszczał do siebie tej myśli. Miejsce każdego zabitego zajmowały nowe i tak bez końca. Potwory dawno zdążyły zniszczyć czary ochronne i drzwi Instytutu. Mack wysłała ognistą wiadomość o czerwonym alarmie do innych nadnaturalnych i z nadzieją czekaliśmy na przybycie tak bardzo potrzebnych w tej sytuacji posiłków chociaż z jednego gatunku. Pomimo, że różne rasy nie do końca za sobą przepadały to nikt nie chciał wojny. Dlatego byliśmy "blisko" ze sobą.
Starałam się dawać z siebie wszystko. Kilka razy potrzebowałam pomocy innych, ale chyba nawet nieźle sobie radziłam.
***
Przybycie do Instytutu zajęło wilkołakom około pół godziny. Prężnie trwająca potyczka z demonami na głównym dziedzińcu nie trwała długo. Niektóre z mackowatych stworów zawróciły widząc nikłe szanse na przetrwanie w tej sytuacji, co było dziwne, bo zazwyczaj hydry ślepo idą na swoją potencjalną ofiarę, nie martwiąc się o konsekwencje swojego bezmyślnego czynu. Część z nich natomiast w dalszym ciągu atakowała. Różnica była taka, że ich miejsce nie zajmowała, aż taka liczba nowych osobników.
Rozglądnęłam się wokoło widząc "pole bitwy".
To wszystko nie wyglądało najlepiej. Krew demonów zajmowała już całą posadzkę. A moje nogi były pokryte tą obrzydliwą mazią. Stopy ślizgały mi się po podłodze, ale adrenalina robiła swoje. Nie dbałam o to. W powietrzu unosił się obrzydliwy zapach. Była to mieszanka potu oraz krwi hydr - chyba najgorsze połączenie z możliwych.
***
Powoli opadałam z sił. Moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, z czego zdawałam sobie sprawę, ale nie chciałam narzekać. Każdy zajęty był swoją własną walką i chronieniem własnego tyłka. Tylko czasem rozglądali się na innych kontrolując, czy wszystko jest w miarę ogarnięte i czy każdy żyje.
Kątem oka dostrzegłam blondynkę siłującą się z dwoma osobnikami na raz, a trzeci już zachodził ją od tyłu.
- Mack, uważaj!!! - usłyszałam swój własny krzyk i ruszyłam w jej stronę.
Dziewczyna zauważyła, co się dzieje. Rzuciłam się w tamtym kierunku, naskakując z zaskoczenia na jednego z mackowatych napastników. Wbiłam swój miecz w szyję demona, a krew polała się ze zranionego miejsca. Hydra zawarczała i odwróciła się z impetem w moją stronę. Powtórzyłam to ponownie i tym razem padła bezsilnie. Z zadowoleniem zerknęłam jak rozpływa się w powietrzu i znika w zaświaty.
Nim zdążyłam się zorientować kolejny osobnik zaczął na mnie napierać. Kolana się pode mną ugięły ze zmęczenia, a z powodu szybko pędzącego demona straciłam równowagę.
Następne, co poczułam to przeszywający ból od pasa w dół i sylwetka hydry ciążąca na jednej z moich nóg. Gdzieś w oddali słyszałam także czyjś krzyk, usilne nawoływanie mojego imienia. Zamrugałam kilka razy, aby nie zamknąć oczu.
Szczęk spadającego na podłogę miecza...
Pochylenie się kogoś nade mną...
Zmartwiony wzrok...
Złote włosy...
Jace.
***
Cześć wszystkim!
Długo mnie nie było, powód każdy zna. Mimo wszystko dziękuję bardzo, bardzo mocno wszystkim wytrwałym. Dzisiaj tak bez miłości i tak dalej. Pisząc to jakiś miesiąc temu ten rozdział totalnie nie byłam w nastroju. XD
Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam to, że tak szczegółowo opisałam tą bitwę, ale ja już tak mam. Jak się o czymś rozpiszę to ciężko mi przestać.
No cóż... Długi weekend się już skończył.
Za tych co pisali matury, albo testy gimnazjalne trzymam kciuki.
Teraz tylko byle do wakacji! <3
Buziaki, Nathalie
PS Czytasz = Komentujesz = Motywujesz :*
PS2 Aaa! Dziękuję za 10k wyświetleń, jesteście najlepsi! <3
Nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze dodalas nowy rozdzial!!! Totalnie sie nie zawiodlam. Bardzo mi sie podobal.jace taki slodki ♡
OdpowiedzUsuńCudo czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńCzekam ❤💖❤
OdpowiedzUsuńTen rozdzial jest super czekam z niecierpliwoscia na nexta. Pozdrawiam i zycze duzo weny
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział czekam na next :)
OdpowiedzUsuńCudo! Już nie mogę się doczekać kolejnego!
OdpowiedzUsuń